czwartek, 28 listopada 2013

A 15 miesięcy temu...

Dokładnie 15 miesięcy temu mniej więcej o tej porze Maja zaczęła się dopominać o wyjście :)
Długo czekałam na ten moment i jak pewnie każda mama bałam się o to, że spanikuję albo przegapię moment odejścia wód itp. Chyba każda kobieta "na ostatnich nogach" ma takie rozterki. To właśnie na 28 sierpnia miałam termin i od samego rana nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Byliśmy świeżo po remoncie pokoju więc kurz pałętał się pomiędzy kafelkami na podłodze więc na kolanach fuga po fudze szorowałam te kafelki... To chyba taki przedporodowy przypływ energii... :D Mamę przez telefon uświadomiłam, że się dobrze czuję, żeby przypadkiem nie wpadło jej do głowy gonić te 150km. :) Wszystko posprzątałam, zrobiłam obiad, położyłam się na chwilę i poczułam pierwsze skurcze... Tak mi coś w główce zaświtało, że chyba czas na porządną kąpiel i chwilowy relaks bo to chyba będzie ostatnie "samotne" popołudnie. Wyszłam z wanny przejrzałam ostatni raz torbę która już czekała gotowa od miesiąca i czekałam na powrót męża z pracy. Oczywiście delikatnie zasugerowałam, żeby nigdzie nie zabłądził, bo jakbym wprost powiedziała o co chodzi to by jeszcze nogi po drodze połamał :D. Koło 20 wrócił i usłyszał ode mnie, że czeka nas nocka na porodówce i chyba trochę spanikował, ale dzielnie mnie wspierał. I tak skurcze stawały się częstsze, bardziej odczuwalne... Doczekałam do 24 i stwierdziłam, że wypadałoby odwiedzić w końcu szpital. W szpitalu jak to w szpitalu ja mówię, że przyjechałam rodzić, Panie pielęgniarki z uśmiechem na twarzach stwierdziły 'No to się jeszcze okaże...' Jak się okazało się nie pomyliłam (ahhh ta kobieca intuicja) i o 1 w nocy już spacerowałam w koło łóżka na porodówce... ;) Minęły 2h - i miałam swoją córkę na brzuchu... Dokładnie o 3.15 Maja pokazała nam swe oblicze... Moja pierwsza myśl to była "Boże jaka ona mała". No cóż do wielkoludów nie należała - 51cm i 3060g, ale jak już się wyspałam to rano jakaś większa mi się wydawała :) O właśnie taka była...
A teraz już biega skacze próbuje pyskować, chodź ciężko zrozumieć o co jej chodzi. Potrafi przeprosić, przytulić, pocałować, a dziś nawet sama posługiwała się widelcem i chodź czasami daje w kość to mimo wszystko ja kocham <3.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz