poniedziałek, 9 grudnia 2013

Paczki i paczuszki czyli pierwszy Mikołaj.

Dziś miałyśmy miłą niespodziankę. Poszłam razem z Mają do Biedroneczki w której pracuję, a tam czekały na nas paczki świąteczne. Mniej więcej wiedziałam czego możemy się spodziewać, ale objętość mnie trochę zaskoczyła, na szczęście pozytywnie. A oto z czym wróciłyśmy:
W kartonie były upominki dla Majki, a torba zawierała niespodzianki dla mnie. :) Niestety część rzeczy trafiła do szafy na później, ale przecież Mikołajowi do worka nie będziemy zaglądać :) Takie skarby znajdowały się w kartoniku:
Pianki Haribo, czekoladki Alpini, pierniki z cukrowymi pisakami, komin na zimę (niestety troszkę za duży), książeczka z kolorowankami, wyklejankami i innymi zadaniami dla maluchów, kredki, paletki na rzepy, cukierki z pingwinem, Mleczny Start, i "Kremisie" i gra Biedronkopoli. Oczywiście największą furorę zrobił karton w którym prezenciki były zapakowane :) Moja paczka również nie była mała.
I mnie również najbardziej ucieszyło opakowanie :) W środku znajdowały się kosmetyki, kosmetyczka, pierniki, ogromna czekolada, herbata, żurawina w czekoladzie, krówki oraz kalendarz, który jest dość niezwykły, ko kończy się na czerwcu 2015r :)
Podsumowując z prezentów jesteśmy zadowolone no i na pewno z tatą się też podzielimy :)

czwartek, 28 listopada 2013

A 15 miesięcy temu...

Dokładnie 15 miesięcy temu mniej więcej o tej porze Maja zaczęła się dopominać o wyjście :)
Długo czekałam na ten moment i jak pewnie każda mama bałam się o to, że spanikuję albo przegapię moment odejścia wód itp. Chyba każda kobieta "na ostatnich nogach" ma takie rozterki. To właśnie na 28 sierpnia miałam termin i od samego rana nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Byliśmy świeżo po remoncie pokoju więc kurz pałętał się pomiędzy kafelkami na podłodze więc na kolanach fuga po fudze szorowałam te kafelki... To chyba taki przedporodowy przypływ energii... :D Mamę przez telefon uświadomiłam, że się dobrze czuję, żeby przypadkiem nie wpadło jej do głowy gonić te 150km. :) Wszystko posprzątałam, zrobiłam obiad, położyłam się na chwilę i poczułam pierwsze skurcze... Tak mi coś w główce zaświtało, że chyba czas na porządną kąpiel i chwilowy relaks bo to chyba będzie ostatnie "samotne" popołudnie. Wyszłam z wanny przejrzałam ostatni raz torbę która już czekała gotowa od miesiąca i czekałam na powrót męża z pracy. Oczywiście delikatnie zasugerowałam, żeby nigdzie nie zabłądził, bo jakbym wprost powiedziała o co chodzi to by jeszcze nogi po drodze połamał :D. Koło 20 wrócił i usłyszał ode mnie, że czeka nas nocka na porodówce i chyba trochę spanikował, ale dzielnie mnie wspierał. I tak skurcze stawały się częstsze, bardziej odczuwalne... Doczekałam do 24 i stwierdziłam, że wypadałoby odwiedzić w końcu szpital. W szpitalu jak to w szpitalu ja mówię, że przyjechałam rodzić, Panie pielęgniarki z uśmiechem na twarzach stwierdziły 'No to się jeszcze okaże...' Jak się okazało się nie pomyliłam (ahhh ta kobieca intuicja) i o 1 w nocy już spacerowałam w koło łóżka na porodówce... ;) Minęły 2h - i miałam swoją córkę na brzuchu... Dokładnie o 3.15 Maja pokazała nam swe oblicze... Moja pierwsza myśl to była "Boże jaka ona mała". No cóż do wielkoludów nie należała - 51cm i 3060g, ale jak już się wyspałam to rano jakaś większa mi się wydawała :) O właśnie taka była...
A teraz już biega skacze próbuje pyskować, chodź ciężko zrozumieć o co jej chodzi. Potrafi przeprosić, przytulić, pocałować, a dziś nawet sama posługiwała się widelcem i chodź czasami daje w kość to mimo wszystko ja kocham <3.

środa, 27 listopada 2013

Wanna, kaszka i sen ;)

Codziennie, o ile Maja jest w domu o 20 zaczynamy zbieranie się do kąpieli. Maja czując porę kąpieli ciągnie mnie do kuchni pokazuje na czajnik, żebym przypadkiem nie zapomniała wstawić wody na kaszkę, i biegnie do łazienki, czeka cierpliwie aż woda się naleje do wanny, po czym zaczyna się rozbierać tzn. nieudolnie wyciąga ręce z rękawów, jak już jest gotowa podchodzi do wanny i zadziera nogę próbując wejść, komicznie to wygląda, ale zadziwia mnie jej upór w tym działaniu ;) Do niedawna mieliśmy problem z kąpielami... Wszystkie odbywały się na stojąco. Nieco męczące bo w takiej pozycji ciężko umyć chociażby główkę. Nie pomagały kaczuszki, proszenie, sadzanie, zaraz był płacz, krzyk, foch i koniec kąpieli. Zauważyłam, że Maję interesuję to co jest na półce nad wanną tzn. szampony, żele do kąpieli i cała reszta butelek i buteleczek. Nazbierałam nieco tych już pustych, wypłukałam resztki ustawiłam puste i pewnego razu powrzucałam do wanny... I doznałam szoku... Moje dziecko usiadło, a kaczuszki poszły w odstawkę. Teraz za nic w świecie Maja nie chce opuszczać wanny póki woda nie stanie się lodowata, a mi nie zdrętwieją nogi od kucania przy wannie :D A oto Nasz zestaw zabawek kąpielowych:

Po kąpieli się ubieramy butla w rączki i próbujemy zasnąć, niestety z różnym skutkiem... Zasypianie to temat rzeka... Niestety moje dziecko po mnie odziedziczyło charakter "nocnego Marka". Dodatkowo na niekorzyść unormowania pory spania działa to, że gdy pracuję na popołudniową zmianę odbieram Maję dopiero po godzinie 22 i nie raz walczymy do 24. Ale za to rano rozpoczynamy dzień czasami nawet o 11 :) Jak dziecko zgłodnieje po nocy budzi się zazwyczaj koło 7 dostaję mleko i dalej idziemy spać... I na tyle pokochałam te leniwe poranki, że nie przeszkadza mi to że Maja hasa do bardzo późnego wieczora :)

poniedziałek, 18 listopada 2013

Lego Duplo ;)

Niedawno otrzymaliśmy w prezencie klocki Lego Duplo. Jest to zestaw przeznaczony dla dzieci od 1,5-3 lat. Maja bardzo lubi się nimi bawić. Chodź budowania Maja jeszcze nie opanowała to rozkładanie i wrzucanie klocków do pudełka idzie całkiem nieźle. Zestaw jest bardzo fajny. Można z klocków zbudować różne zwierzęta...
Jest krowa, świnia, owca i kogut. Dodatkowo można budować inne wymyślne stworki i co tylko wyobraźnia podpowiada...
Cały zestaw ma ładne pudełko i przykrywkę na której można budować.
A tak się bawimy:
Chodź zestaw jest dość mały sprawia dużo radości... Być może, gdy Maja zacznie się bardziej świadomie bawić klockami i sama budować różne rzeczy dokupimy inny zestaw, który będzie uzupełnieniem tego, który już posiadamy ;)

czwartek, 14 listopada 2013

Wspominki z pierwszych urodzin... ;)

Dawno mnie tutaj nie było... I dużo się zmieniło od tamtego czasu, ale o tym następnym razem... ;)


Pod koniec sierpnia obchodziliśmy pierwsze urodziny naszej "kruszynki". Imprezę organizowaliśmy u dziadków, ponieważ nam było łatwiej się przetransportować, a i miejsca więcej :) Zdmuchiwanie świeczki było nie lada wyzwaniem, ponieważ ciocia Malwina pokazała Majce, że można paluszkiem skosztować tortu...
Od pysznej bitej śmietany Majkę oderwała dopiero "fontanna", obawiałam się trochę, że się będzie bała jak coś się zacznie błyskać na torcie, ale mojemu nieustraszonemu dziecku nawet się spodobało:
Niestety nie ma ujęcia jak Maja zdmuchuję świeczkę, bo musiałam to zrobić ja... Dobieranie się do tortu było bardziej interesujące niż jakaś tam świeczka :) Po zakończeniu części oficjalnej był czas na prezenty... Najbardziej zaskoczył nas chrzestny Majki. Oto cudo jakie nam zafundował:
Rowerek wywołał wielką radość, a Majka zrobiła minę, której nawet opisać nie potrafię... A uchwycić niestety nie zdążyliśmy... Rowerek sprawuję się świetnie, nawet potrafi grać! Tylko szkoda, że producent nie pomyślał o biednych uszach rodziców i nie dodał opcji regulacji głośności. ;)

A tu mamy Majkę i Dominika, oraz klocki, które dostaliśmy od cioci...
Ładnie się razem bawili, choć jak wiadomo różnica wieku robi i tak co Dominik budował Majka natychmiast rozbierała... Do tej pory nie opanowała jeszcze budowania, za to rozbieranie idzie perfekcyjnie. Oczywiście trening czyni mistrza i za niedługo wspólnie zbudujemy co nam się tylko zamarzy ... :)

wtorek, 11 czerwca 2013

Zabawki, zabaweczki...

Jeżeli chodzi o inne zabawki trochę mniej pluszowe nie mamy ich zbyt wiele. Naszym najnowszym nabytkiem jest zawieszka wykonana ze sznurka i drewna. Nie jest głośna za to bardzo kolorowa. Gdy jeszcze w sklepie pokazałam ją córce zrobiła wielkie oczy i szczęka opadła jej dosłownie na podłogę. Maja chyba podziela moje zdanie dotyczące zabawek - im prostsze tym lepsze ;). Zawieszka posiada klips dzięki któremu w czasie powrotu do domu mogła umilać Majce podróż. Osobiście nie jestem fanką zawieszek podczas spacerów, ponieważ dziecko ma poznawać świat a nie zabawki, dlatego obecnie wisi nad łóżeczkiem w takim miejscu by Maja siedząc mogła swobodnie się nią bawić.

Kolejnymi zabawkami, które posiadamy są "Piłka i kostka" z firmy Canpol. Są bardzo miękkie i kolorowe. Majka nawet nauczyła się rzucać do mnie piłeczkę i próbuje również łapać, co mnie bardzo cieszy. Zarówno kostka jak i piłeczka grzechoczą co daje dodatkową atrakcję i dużo radości. Niestety zabawki mają jedną wadę, mianowicie przyciągają wszelaki kurz i szybko się brudzą. Poza tym są naprawdę fajne i godne polecenia.

Kolejną zabawką, która jest "na topie" już od dłuższego czasu jest kaczuszka. Maja dostała ją zaraz po urodzeniu od swojej kuzynki. Kaczka jest bardzo prosta i z pewnością można taką wyprodukować w domu. W środku ma grzechotkę co jest wielkim plusem. Dziubek kaczuszki przez dłuższy czas służył jako gryzak, mimo, że jest materiałowy. Prosta, fajna zabawka i sprawia dużo radości.

Teraz czas na "Zabawkę welurową edukacyjną" z BabyOno. My mamy biedronkę. Jest dość duża i ma dużo gadżetów. Posiada dwie rączki w kształcie serca. Jedna z nich wypełniona jest folią, która szeleści, i to chyba Majce sprawiło najwięcej radości, druga natomiast posiada grzechotkę, małą, ale dość głośną. Niżej na tasiemkach umieszczone są gryzaki, jeden plastikowy, drugi materiałowy. córce bardziej odpowiadał materiałowy. Biedronka posiada również nóżki. Z nich nie jestem zadowolona, chodź pomysł jest dobry. Na jednej umieszczone jest lusterko, które po kliku dniach zostało zdrapane przez Majkę - ogromny minus. Druga noga wyposażona jest w piszczałkę, która po kilku tygodniach przestała piszczeć. Byłam pewna, że nie jest zabezpieczona i się zapchała. Niedawno zrobiłam "operacje" i okazało się, że piszczałka jest zabezpieczona przed zapchaniem i umieszczona w materiałowej kieszonce. Przestała piszczeć, ponieważ wypadł z niej kawałeczek plastiku. Po naprawie piszczałki i zaszyciu nogi działa bez zarzutu. Biedronka w tułowiu ma również grzechotkę. Ogólnie bardzo fajna zabawka, chodź moim zdaniem cena trochę za wysoka.
Kolejną Biedronką, którą mamy z BabyOno jest pozytywka. Bardzo fajna zabawka. Gra odpowiednio głośno. Ma bardzo fajny uchwyt, dzięki, któremu córka bardzo szybko sama zaczęła naciągać pozytywkę. Jedyną wadą jest to, że gra zbyt krótko. Kolory przyciągają uwagę dziecka. Zapięcie pozytywki jest również fajnie wykonane i umożliwia przypięcie praktycznie wszędzie. Minusem jest to, że nie wszędzie trzyma się dobrze i starsze dziecko jest w stanie je ściągnąć. Ogólnie jestem z tego zakupu jestem zdecydowanie zadowolona.


wtorek, 4 czerwca 2013

Nasze ulubione pluszaki.

Jeżeli chodzi o zabawki to u Nas królują maskotki. Mamy ich ogrom, chodź większość pełni tylko funkcje ozdobną na półkach. Maja ma tylko kilka ulubionych, którymi się bawi. Co jakiś czas podmieniam jej jakąś, żeby się jej nie znudziły. Pierwszą ulubioną maskotką był Kaczorek, którego Maja dostała od cioci Sandry. Od samego początku towarzyszył jej podczas drzemek w łóżeczku. Gdy Maja miała niecałe 2 miesiące pojechaliśmy do dziadków w odwiedziny na kilka dni. Zapomniałam wziąć Kaczorka ze sobą. Po powrocie włożyłam Maję do łóżeczka, a ona pogłaskała Kaczorka po nóżce po czym przytuliła się i zasnęła. Nie wiem czy to było celowe, czy przypadkowe ale bardzo mnie zaskoczyło. ;) A oto on:

Obecnie mamy nowy obiekt zainteresowania, bez którego nie ma dobrej zabawy jest to Misiu, którego Maja dostała na Mikołajki od taty. Jest on wykonany z bardzo miękkiego materiału dzieli czemu jest miły w dotyki i co ważne nie linieje. ;) Po wypraniu nie stracił na miękkości co bardzo sobie cenie w maskotkach.
Oto Misiu:

Furorę robi również poduszka, którą upolowałam całkiem przypadkiem. Jest bardzo miękka, a genialnym rozwiązaniem są uszy, za które można bezkarnie targać poduszkę. Co prawda Maja na niej nie śpi, z resztą nie używamy poduszek do spania, ale uwielbia się do niej tulić podczas zabawy.

Aktualnie z maskotek do zabawy służą nam Pancernik, mały Misiu i Struś, który w środku ma grzechotkę. Szyja idealnie mieści się w małej rączce, dzięki czemu Majka może swobodnie nim rzucać.

Jeżeli chodzi o pielęgnacje pluszowych zabawek to ja wszystkie piorę w pralce. Ważne jest to by po wyjęciu z niej jeszcze na mokro wyczesać maskotki, które mają dłuższe futerko, ponieważ w pralce niestety się zbija i nie zawsze po wyschnięciu wraca do pierwotnego wyglądu. Generalnie bardzo lubię pluszaki i proste zabawki, bo to właśnie one rozwijają wyobraźnie. Wystarczy usiąść do zabawy z dzieckiem, a każda zabawka może stać się "interaktywną" za sprawą głosu rodzica. Nie posiadamy obecnie żadnych mówiących czy "wszystkorobiących" zabawek. Może z czasem się przekonam, ale na pewno żadna zabawka nie zastąpi czasu spędzonego z dzieckiem. ;)

niedziela, 2 czerwca 2013

Coś dla mam karmiących piersią.

Dziś coś dla mam, które karmią swoje pociechy piersią.
Bardzo mało jest konkretnych informacji co do diety dla mamy karmiącej. Czego należy unikać? Na pewno potraw smażonych, wzdymających i produktów, oraz takich, które mogą uczulać np. cytrusów, bądź czekolady. Najlepiej jeść potrawy gotowane, lekkostrawne i unikać zbędnych przypraw. Z drugiej jednak strony ileż można wytrzymać na takiej diecie... Drogie mamy karmieni piersią ma być przyjemnością, a nie katowaniem się ;)
Ja taką ścisłą dietę stosowałam przez tydzień, dłużej nie dałam rady... Powoli w małych ilościach wprowadzałam różne produkty i obserwowałam córkę. Zdarzyło się kilka nieprzespanych nocy przez to, ale było warto. Pierwsza nieprzespana noc była po zupie pomidorowej, ponieważ była trochę za ostra i mimo, że nie zjadłam dużo Majka to odczuła. Później próbowałam różnych warzyw z mrożonek i o dziwo nawet po groszku czy brukselce było wszystko dobrze (Majka miała ok miesiąca). Obecnie nadal karmię piersią, choć już bardziej okazyjnie i jem dosłownie wszystko. Mam to szczęście, że Maja nie jest na nic uczulona, więc nie muszę się ograniczać.
Jeżeli już jesteśmy w temacie karmienia to warto również wspomnieć o pielęgnacji piersi. Jeżeli chodzi o hartowanie brodawek teraz się tego nie poleca, ze względu na to, że drażnienie brodawek może wywołać skurcze. Osobiście nie hartowałam i nie miałam większych problemów z karmieniem. Niestety jak moja wiecznie głodna córka dorwała się do piersi naderwała mi brodawkę. Oj bolało... Ulgę w takiej sytuacji przynoszą nakładki laktacyjne. Fajna sprawa, tylko trzeba zwrócić uwagę na rozmiar, ja niestety dostałam troszkę za duże i Maja miała problem, by ją zmieścić w buzi. Poza tym stosowałam Maltan, zdecydowanie polecam, maść przynosi ulgę i co najważniejsze nie trzeba zmywać przed karmieniem. Stosuję się ją również do zachęcania noworodka do ssania. Na zwykłe otarcia brodawek położna zaleciła mi własne mleko. Nie wierzyłam w to zbytnio, ale rzeczywiście działa. Wystarczy "wycisnąć" kilka kropel i lekko rozsmarować.
A co zrobić, gdy piersi są opuchnięte i obolałe? No cóż ja stosowałam kapustę i masaże. Liście kapusty bardzo szybko ściągają gorączkę, wystarczy liść "potraktować" tłuczkiem i przyłożyć. Jeżeli już się zrobią zastoje (wyczuwalne guzki) niezbędne jest odciągniecie pokarmu lub masaż. Masować należy mocno i zdecydowanie, tak aby nadmiar pokarmu wydostał się.

piątek, 24 maja 2013

Próba samodzielnego jedzenia.

Dziś trochę o nas, a właściwie o Majce. Mamy za sobą pierwszą próbę samodzielnego jedzenia. ;)
Jestem dumna z córki, chodź bardziej od niej najadła się podłoga. Cóż początki bywają trudne.


Majka jadła kotleta mielonego przygotowanego specjalnie dla niej. To znaczy bez przypraw z odrobiną natki pietruszki, koperkiem i marchewką. Kotlet jest podsmażony na oliwie z oliwek (tylko tak, aby się nie rozsypał) i ugotowany. Jak widać na załączonym obrazku smakuje bardzo dobrze. ;)

czwartek, 23 maja 2013

Kosmetyki do kąpieli.

Kosmetyki dla dziecka to bardzo subiektywny temat. Nie można jednoznacznie powiedzieć, że te są złe, a inne idealne. Opiszę dzisiaj kosmetyki do kąpieli, których używam, bądź używałam.
Nad wyborem kosmetyków jakoś długo się nie zastanawiałam. Po prostu poszłam do sklepu i kupiłam. ;) Wybór padł na Nivea. Był to "Łagodzący żel do mycia twarzy, ciała i włosów", oraz "Płyn do kąpieli z oliwką".
Ogólnie z tych kosmetyków byłam zadowolona. Dobrze nawilżają skórę, nie pienią się, mają bardzo łagodny, przyjemny zapach. Córki nie czuliły, ale ona nie jest dobrym testerem pod tym względem, bo żadne kosmetyki do kąpieli nie spowodowały uczuleń czy podrażnień. Cena produktów jest przystępna.

Kolejnym produktem jaki wypróbowaliśmy była "Emulsja do kąpieli Oilatum Baby".
Byłam bardzo zadowolona. Bardzo dobrze nawilża skórę, nie pieni się. Produkt jest wydajny, jednak ma jedną wadę, cenę. Mimo to godny polecenia. 

Gdy kończyło się nam Oilatum dostałam próbki z firmy Johnson. Łagodny płyn do mycia ciała i włosów 3w1 bardzo się nam spodobał. Dobrze nawilża skórę, delikatnie się pieni i ładnie pachnie. U nas nie powodował żadnych podrażnień. Plusem jest również wygodny aplikator i przystępna cena.
Teraz posiadam "Nawilżający płyn do kąpieli" i również jestem zadowolona. W połączeniu z pudrem fajnie zadziałał na potówki, które zasypały córkę, również dobrze nawilża skórę, delikatnie się pieni i ładnie pachnie. 

Teraz na topie jest również u nas płyn "Bobini". Co prawda przeznaczony jest dla dzieci powyżej roku, ale u Majki nie powoduje żadnych niepokojących objawów i bardzo się pieni co córka uwielbia. Ma trochę bardziej intensywny zapach. Korzystaliśmy już z wielu zapachów i wszystkie są naprawdę fajne. Na pewno nie polecałabym tego płynu jako pierwszego.
Jeżeli chodzi o szampony to również korzystamy z tych z firmy Bobini. 

Wiele firm wysyła próbki swoich kosmetyków, warto je zamówić i zobaczyć czy odpowiadają nam i dziecku. Ja akurat nie mam problemu z nietolerancją kosmetyków przez córkę. Jednak każde dziecko jest inne. Warto zamówić, czy nawet kupić próbkę, zamiast wydawać majątek na kosmetyki, gdy dziecko jest alergikiem. 

czwartek, 16 maja 2013

Wyprawki ciąg dalszy - co warto zabrać do szpitala

Często mamy nie wiedzą co zabrać do szpitala. Cóż z tym bywa różnie w zależności od szpitala. Obowiązkowo trzeba się udać do tego w którym chcemy rodzić i wziąć listę potrzebnych rzeczy. A ja powiem na co warto zwrócić uwagę.
Na pewno przyda się woda mineralna niegazowana dla mamy podczas porodu. Wkładki laktacyjne też warto mieć, chociaż kilka sztuk (polecam BabyOno), ważne są również podkłady poporodowe - chodź niektóre szpitale dają je mamom. Kolejna rzecz dla mamy to majtki jednorazowe z tym, że trzeba pamiętać, aby zwrócić uwagę na rozmiar im większe tym lepsze, ale oczywiście takie, by się nie zsuwały. Można też używać zwykłych bawełnianych. Ja korzystałam z obu i zwykłe zdecydowanie wygodniejsze polecam jeżeli będziemy mieli kogoś bliskiego, kto by zabierał na bieżąco do domu. Kosmetyki dla mamy, cóż na pewno warto pomyśleć o czymś o higieny intymnej, wiadomo o czystość trzeba dbać zwłaszcza po porodzie. Należy również pamiętać o szczoteczce do zębów i paście. Żel pod prysznic bądź mydło to również zależy od szpitala. Szampon - przy dłuższym pobycie w szpitalu na pewno się przyda jednak jest to rzecz, która zawsze ktoś bliski może przynieść. Naprawdę warto poprosić męża, mamę, siostrę lub kogoś bliskiego by zajął się dzieckiem przez te 15-20 minut i zrobić coś dla siebie np. właśnie umyć włosy. ;) Jak już jesteśmy przy kąpieli to oczywiście ręcznik również się przyda, a nawet dwa dla siebie i maluszka. Koszula nocna - ważna rzecz, w niektórych szpitalach są nie potrzebne, ale chyba jednak lepiej wziąć swoją... Jaka najlepsza? Luźna, przewiewna, najlepiej na krótki rękaw. Są dostępne takie do karmienia, rozpinane po obu stronach, ale zwykła rozpinana na środku również się sprawdza. Najlepiej mieć kilka sztuk w domu, by w razie potrzeby ktoś dostarczył czystą. Kolejną rzeczą dla mamy jest szlafrok, miałam, nie skorzystałam ani razu. Na salach, gdzie są noworodki razem z mamami jest bardzo ciepło, jeżeli nieswojo czujemy się w samej koszuli to warto poszukać cienkiego. Wracając jeszcze do bielizny przyda się biustonosz, najlepiej taki do karmienia. Są miękkie i nie usztywnione, dzięki czemu nigdzie nie podrażniają. Jaki rozmiar? Hmm... trudno powiedzieć ja kupowałam rozmiar większy niż nosiłam przed ciążą. Ahh.. zapomniałam jeszcze o kapciach, warto mieć i ewentualnie skarpetki, jeżeli ktoś preferuje ;) No i to o czym mamy często zapominają mianowicie ciuchy dla siebie na wyjście ze szpitala... Nie zawsze w czym przyjdziemy pasuje na nas po porodzie. Należy również pamiętać, że zaraz po porodzie żadna kobieta nie będzie miała takich wymiarów jak przed ciążą. Położne poradziły mi przed porodem, by wziąć ciuchy, które nosiło się koło 5-6 miesiąca. Faktycznie pasowały idealnie. ;) Celowo zaczęłam opisywać wyprawkę do szpitala od rzeczy dla mam. Dziecko jest co prawda najważniejsze dla mamy, ale dla dziecka w tych pierwszych dniach najważniejsza jest mama i warto pomyśleć również o sobie.
Jak już mamy wszystko dla mamy to teraz czas na dziecko. Tu również zależy dużo od szpitala, niektóre dają ciuszki, rożki, kosmetyki, a inne nie. Jeżeli chodzi o ciuszki warto wziąć rozmiar 50-56 jak i 62. Niby na USG jest podana waga i długość dziecka, jednak nie zawsze jest to zgodne z rzeczywistością. Na pewni przydadzą się body na krótki rękaw (są takie rozpinane z przodu, zawsze łatwiej je założyć). Jak już wspominałam na salach jest bardzo ciepło, na body zawsze można założyć kaftanik, gdy będzie dziecku chłodno. Położne, bądź pielęgniarki zawsze mogą doradzić co do grubości ubioru dziecka. Na nóżki śpiochy, bądź półśpiochy, jak dla mnie te drugie łatwiejsze w ubieraniu. Pajacyki również są wygodne w ubieraniu i również wygodne dla dziecka. Dalej mamy mniejsze rzeczy typu skarpetki, czapeczka i łapki. Czy potrzebne? Na pewno w pierwszych chwilach po porodzie się przydadzą. Z łapek, korzystaliśmy tylko w szpitalu. Później mój mały łobuz je ściągał. Jak dużo brać ubranek? Myślę, że po 1 z każdego rodzaju wystarczy, ale warto przygotować więcej w domu, tak, by ktoś mógł donieść. Będąc przy ciuszkach należy pamiętać o ubraniu na wyjście ze szpitala. Można przygotować w domu, albo wziąć ze sobą. Jakie? Dobrane do pory roku. Warto pamiętać, by nie było zbyt grube. Zawsze można przykryć dziecko dodatkowo kocykiem. Jak już jesteśmy przy ubraniach to warto wspomnieć o rożku. My w szpitalu dostaliśmy, ale zabrałam również swój. Przydał się, łatwiej mi było wyciągać małą z "łóżeczka". W domu jednak już nie korzystałam. Teraz może pampersy. Oczywiście rozmiar 1, jednak nie warto robić zapasów, dziecko bardzo szybko z nich wyrasta. Ja jako pierwsze kupiłam Huggies'y, ponieważ tylko te znalazłam z wycięciem na pępek. Na pewno ułatwiły przewijanie. Kolejna rzecz to kosmetyki. Na pewno przyda się coś do kąpieli. Ja miałam kosmetyki Nivea, sprawdziły się (o innych napiszę w niedalekiej przyszłości). Oliwka nie była nam potrzebna, używaliśmy dopiero w domu, ale nie codziennie. Kolejna rzecz o której warto pamiętać to coś do małej pupy. Ja w szpitalu miałam puder, obecnie używam tylko Linomagu w kremie, zdecydowanie polecam. Oczywiście obowiązkowo chusteczki nawilżane. Jakie? Odsyłam do: www.srokao.pl. Na koniec zostawiłam smoczek. Osobiście miałam schowany na dnie w torbie i szczerze mówiąc nie skorzystałam. Później też nie był potrzebny, a gdy po 2-3 tygodniach, chciałam zastosować ten uspokajacz, córka nim pluła. Teraz używany jest od wielkiego święta i bardziej jako gryzak. ;)
Jest tego naprawdę dużo i warto przemyśleć co przyda nam się zaraz po porodzie, co można zostawić uszykowane w domu, by ktoś z bliskich dostarczył np. na następny dzień, a co zapewnia szpital, by nie nosić wielgachnej torby podróżnej. Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam i mogłam pomóc.

poniedziałek, 13 maja 2013

Łóżeczko i wyprawka do niego.

Łóżeczko niby prosta rzecz, jednak teraz na rynku pojawiły się łóżeczka turystyczne z regulacją spodu (nie wiem jak to inaczej ująć). Gdy je zobaczyłam bardzo żałowałam, że nasz już stoi sobie w pokoju i czeka na Maję. Przestałam żałować, gdy zobaczyłam jak moja córka uczy się wstawać trzymając się szczebelek. Uroczy widok ;) Jednak każdy rodzaj łóżeczka ma swoje plusy i minusy. W standardowym łóżeczku bywa tak, że nóżka, bądź rącza zawędruje poza szczebelki co na pewno nie jest przyjemne. Dziecko czasami się też obija o szczebelki, nawet w nocy. Jednak, gdy ma się czego trzymać uczy się samo siadać czy właśnie wstawać. W łóżeczku problem obijania się o wszystko znika. W sumie sama nie wiem, które jest lepsze tak na co dzień, bo z turystycznego nie korzystałam i nie mam bliskiego kontaktu z nikim kto takowe posiada i korzysta.
Wyprawki do łóżeczka to równie ciekawy temat. Na rynku są dostępne takie proste czyli baldachim, ochraniacz, kołderka, poduszeczka i prześcieradło, oraz takie bardziej wypasione z dodatkową pościelą na zmianę z kołderką i poduszką do wózka, rożkiem, organizerem, falbaną maskującą i ozdóbkami. Ja mam poszerzony zestaw z tym, że zamiast baldachimu mam moskitierę, którą bardzo szybko zdjęłam ze względu na przemeblowanie po którym stelaż już się nie zmieścił między ścianę, a łóżeczko. Co jest naprawdę przydatne z tej wyprawki. Na pewno pościel na zmianę się przydaje, ochraniacz zdecydowanie też, chodź są i zwolennicy i przeciwnicy tego wynalazku. Dodam tylko, że gdy dziecko zaczyna siadać nie spełnia on już funkcji ochronnej, ponieważ głowa siedzącego dziecka i tak jest ponad ochraniaczem. Kołderka do wózka mi służyła jako kołderka do łóżeczka, ponieważ w pokoju było bardzo ciepło. Organizer jak dla mnie strzał w 10, pampersy zawsze pod ręką, krem i chusteczki też się mieszczą, więc jak najbardziej się przydał i będzie z nami jeszcze długo. Falbana maskująca fajna sprawa, bo jak coś wrzucimy pod łóżeczko wszystko rewelacyjnie zakrywa i wygląda estetycznie. Ozdóbki jakie były w zestawie czyli kokarda i księżyc teraz zdobią ścianę nad łóżeczkiem. Nie korzystałam w ogóle z poduszki i nie korzystam do tej pory. Córka śpi na brzuchu i czasami nosem za mocno wtulała się w poduszkę, a gdy ma katar śpi na takie dużej normalnej, bo mała zarzuca sobie na głowę. Co do prześcieradeł nie polecam z froty, czasami jak Maja śpi na naszym łóżku odbijają jej się na policzkach wzorki, ona w łóżeczku ma bawełniane, a teraz śpi na kocyku. Co do materacy kwestia gustu, w domu mamy gryka-pianka-kokos, natomiast u dziadków w łóżeczku ma bardzo fajny który jest nachylony pod kontem, podobno jeden z najlepszych na rynku z tym że nie mam pojęcia z czego jest, ponieważ to był prezent. ;) Jak się dowiem to na pewno napiszę ;)

Jaki wózek wybrać...

Zostałam dziś poproszona o napisanie czegoś o wyprawce. Ciężko jest napisać o tym, ponieważ każdy z nas ma inne upodobania. Postaram się więc poradzić dość obiektywnie.
Pierwszą rzeczą o której myślimy, gdy planujemy, bądź spodziewamy się dziecka jest wózek. Jaki on powinien być? Moja pierwsza myśl to lekki i mobilny. Na rynku jest bardzo dużo wózków i tak naprawdę nie wiadomo od czego zacząć. Rodzaj wózka moim zdaniem powinniśmy dobierać do pory roku w której dziecko przychodzi na świat. Jeżeli jest to późne lato bądź jesień lepszy będzie wózek,  który ma gondolę i spacerówkę w jednym. Dlaczego? Ponieważ wózki same gondole są wąskie i małe. Ciężko tam zmieścić nawet 4 miesięcznego szkraba w całym umundurowaniu zimowym. Oczywiście jest to możliwe, natomiast nie wiem czy dziecku będzie wygodnie. Wózki te mają jednak wadę z reguły są ciężkie. Wiem bo sama taki posiadam. Naprawdę to nie lada wyczyn wnieść po schodach wózek ważący ok 14-18kg jeszcze ze szkrabem w środku. Można oczywiście kombinować ze sprowadzaniem wózka schodek po schodku, ale to również męczące.
Jeżeli pociecha na świat przychodzi w środku zimy, wiosną, bądź wczesnym latem, możemy sobie pozwolić na wózek, który ma gondolę i spacerówkę osobno. Tu jest bardzo duży wybór, jednak musimy pamiętać by gondola była możliwie jak największa. Te wózki już są trochę lżejsze i zdecydowanie wygodniejsze w użytkowaniu, ponieważ stelaż jest osobno i można wpiąć w niego nawet fotelik samochodowy. Na pewno wygodne, gdy mama sama wybiera się z dzieckiem na zakupy. Dziecko do auta stelaż do bagażnika później wpinamy i spokojnie możemy chodzić. Ja nie mam tego komfortu więc albo fotelik w rękę albo samo dziecko. Przyznam trochę męczące. Warto jednak pamiętać o tym, że gondola i spacerówka zajmują sporo miejsca w domu. Więc przed zakupem trzeba wygospodarować miejsce na to wszystko. Co do firm produkujących wózki nie będę się wypowiadać, bo nie miałam okazji prowadzić zbyt wielu pojazdów. ;)
Wózki trójkołowe to zupełnie inna bajka. Na pewno dobre dla osób aktywnych, ale bardzo niemobilne. Miałam okazję przewozić w aucie taki wózek, naprawdę zajmuje bardzo dużo miejsca.
Spacerówki to również bardzo długi temat. Jeżeli potrzebujemy lekkiej spacerówki to na myśl przychodzi tzw. parasolka, jednak większość z nich ma małe kółka zarówno z przodu jak i z tyłu. Zdecydowanie nie nadaję się na spacery po lesie, parku, czy plaży więc warto się zastanowić nad jej kupnem. Osobiście znalazłam swoją wymarzoną, chodź nie jest bez wad. Jest to Micralite Superlite, jest bardzo lekka (6kg) i wjedzie wszędzie... Sama sprawdziłam. Można również wpiąć w stelaż od niej gondolę, chodź ona nie należy do największych (77x44cm). Poważnie jednak zastanawiam się nad kupnem tej spacerówki. ;) A w przyszłości może nawet dokupię gondolę jeżeli będzie potrzebna ;)

Ale to są tylko i wyłącznie moje doświadczenia i spostrzeżenia. Wózek trzeba dobrać przede wszystkim pod siebie i dziecko. To są bardzo ogólnikowe informację. Warto się jednak rozejrzeć, popytać innych.

Canpol - grzechotki i gryzaki

Dziś dla odmiany firma Canpol. Posiadamy głównie grzechotki wszelkiego rodzaju, ale nie tylko.
To może tak po kolei. Gryzak z grzechotką "Kolorowe ZOO". Zabawka świetna to nauki chwytania. Dzięki wąskim uchwytom mieści się w małej rączce. Grzechoczę w miarę głośno co jest ważne, gdy dziecko uczy odbierać się różne bodźce. My posiadamy różową, ma wyrazisty kolor co przyciąga wzrok maluszka. Gryzak szczerze mówiąc "nie powala", ale jako całość warte polecenia.
Kolejna grzechotka to zawieszka do wózka "Żyrafy i małpki". Jako zawieszka u nas się nie sprawdziła, ponieważ sznurek na którym są umieszczone zwierzątka się nie rozciąga, a poza tym do naszego pojazdu jest troszkę za krótka. Sprawdzała się jednak jako zawieszka do bujaka. Jest bardzo kolorowa, przyciąga wzrok i bardzo głośno grzechocze, nawet przy delikatnym ruchu. Obecnie dalej nam służy w domu jako zwykła grzechotka, na spacery również często zabieramy - przyczepiam ją do pasów biodrowych, jak córka macha nóżkami to grzechocze w ten sposób świetnie się sprawdza, bo nie rozprasza wzroku, a budzi zainteresowanie i zajmuje czas. ;)
Kolejna grzechotka jaką posiadamy to "Hantle". Grzechotka ciekawa, kolorowa, dość głośna. Jest dość szeroka więc na pewno nie jest odpowiednia jako pierwsza zabawka. Córka zaczęła ją chwytać koło 4-5 miesiąca i dalej jest "na topie". Na pewno budzi zainteresowanie. My posiadamy żółto-czerwoną. Godna polecenia.
Grzechotka "Kołowrotek". Opiszę ją chodź jest nie nasza. Podczas podróży wybawiła nas od "koncertu" ;) Budzi zainteresowanie, chodź jest dość cicha. Ma odstające elementy, które idealnie pasują do małej buźki ;) Na pewno musimy wejść w jej posiadanie na stałe, a pożyczoną w końcu oddać. ;)
Grzechotka "Kolorowe kulki". Córka dostała od taty. Idealna do zabawy z rana, gdy chce się zająć czymś dziecko w łóżeczku a samemu przymknąć oko. Nie jest zbyt głośna, ale mimo wszystko przyciąga wzrok. Gumowe elementy mają wypustki, dzięki czemu doskonale masują dziąsła. Nie jest zbyt gruba, więc dziecko z łatwością ją chwyta. Również polecam.
Gryzak wodny "Króliczek". Po schłodzeniu dobrze trzyma zimno, nie jest gładki, dzięki czemu masuje dziąsła. Cóż jeszcze o gryzaku można napisać... Nie jest ani za miękki, ani za twardy. U nas się sprawdził. My posiadamy żółty.
W kolejnym poście produkty do pielęgnacji.

czwartek, 9 maja 2013

BabyOno - o "przyrządach" do karmienia

Dziś trochę o gadżetach do karmienia z BabyOno. Zacznę może od tych, które są potrzebne jako pierwsze, czyli butelki. Posiadamy dwie, szerokootworowe, jedną dużą, drugą małą. Jeżeli chodzi o jakość plastiku i ogólny wygląd są ok. Ogromną wadą są jednak nadruki na butelkach. Zeszły po ok. miesiącu użytkowania. Myję butelki pod gorącą bieżącą wodą i od czasu do czasu sterylizuję w woreczkach do tego przeznaczonych, więc nadruki powinny się trzymać jednak nie została nawet kreseczka. Butelki służą nam do herbatki, ze względu na brak skali.
Do każdej butelki potrzebne są smoczki... Smoczki z BabyOno jak dla mnie są naprawdę dobre. Mają anatomiczny kształt, są trwałe, córka mimo 3 ząbków nie przegryzła jeszcze ani jednego. Nie będę ukrywać, że to są pierwsze smoczki, z których Maja zaczęła jeść i do tej pory najbardziej jej pasują.
Jak mamy już butelki i smoczki, to przydałoby się coś do sterylizacji. Posiadam specjalne woreczki, również z BabyOno, są tanie, dobre, i co najważniejsze wielokrotnego użytku. W komplecie znajduję się pięć woreczków, a każdy można użyć aż 20 razy, więc wystarczają na dłuższy czas. Osobiście jestem z nich bardzo zadowolona.
Myślę, że o szczotkach do czyszczenia długo opowiadać nie będę, są bardzo fajnie jednak niezbyt trwałe. Przynajmniej ta, którą posiadałam. Niestety nie posłużyła nam długo, a szkoda.
Termoopakowanie również posiadam, dobrze trzyma ciepło jednak rzadko z niego korzystam, ze względu na to, że w torbie mam kieszeń termiczną, a na dłuższe wyjścia zabieram termos z wodą.
To teraz trochę o miseczce, posiadamy jedna z firmy BabyOno. Jest niesamowita, ze względu na podgrzewane dno, do którego wlewa się gorącą wodę. Świetne rozwiązanie dla maluszków zaczynających przygodę z marchewką bądź zupkami. Niestety, jest troszkę płytka i jeżeli dziecko jest łakomczuszkiem potrzebna jest dokładka. ;) Miseczka posiada 3 komory, dzięki czemu można zaserwować dziecku różne produkty, które się nie zmieszają. Dodatkowym plusem jest również przyssawka, która zapobiega przesuwaniu się miseczki. Sztućce dołączone do miseczki wyglądają dość solidnie, jednak nie korzystamy z nich jeszcze.
Nie korzystamy ze sztućców dołączonych do miseczki jednak nie są nam obce łyżeczki elastyczne. Są pokryte gumą dzięki czemu nie wyślizgują się z rąk, ani moich, ani córki. Można je modelować dowolnie według potrzeby i uznania. Brzegi łyżeczki są również gumowe, co sprawia, że są bezpieczne dla maluszka i idealne do pierwszych prób samodzielnego jedzenia. Łatwo się myją i wszystko schodzi. Niestety mają również wady, mianowicie moim zdaniem są troszkę za płytkie, oraz zbyt śliskie i wszystko z nich spada, ale dziecko brudne przy jedzeniu to szczęśliwe dziecko. ;) Zdecydowanie polecam, cena również jest przystępna.
Jeżeli chodzi o karmienie to już chyba wszystko co posiadam. Już niedługo ciąg dalszy i już niestety ostatni czyli pielęgnacja i zabawki.

sobota, 4 maja 2013

O Baby Ono słów kilka.

Często korzystam z produktów BabyOno więc mogę napisać co nieco polecić i odradzić. ;)

Jeżeli chodzi o produkty typowo dla mam korzystałam tylko z wkładek laktacyjnych Premium+. Przyznam, że były to jedne z najlepszych jakie miałam. Wielkim plusem jest to, że mają klej w dwóch miejscach, dzięki czemu nie przesuwają się. Spodobał mi się również ich anatomiczny kształt. Są chłonne co bardzo sobie ceniłam. Oczywiście bardzo wygodne jest to, że są pakowane pojedynczo, przy wyjazdach, bądź dłuższych odwiedzinach jest to niezastąpione, po prostu wrzuca się kilka do torby bez obawy że się pogniotą czy pobrudzą. Cena również mi się spodobała.

Posiadam również pojemniki do przechowywania pokarmu, niestety jeżeli chodzi o swoją pierwotną funkcję nie sprawdziły się. Za to służą nam do przechowywania mleka modyfikowanego, kleiku oraz herbatek. Nie są ani za małe ani za duże. Idealnie sprawdzają się zarówno w domu jak i na spacerze. Nie zajmują dużo miejsca w torbie a i na komodzie wyglądają estetyczniej niż pootwierane opakowania mleka, czy innych produktów. Nie żałuję zakupu. Cena również przystępna.
Niedawno w konkursie BabyOno wygraliśmy maskotkę na pasy bezpieczeństwa. Sama na pewno bym nie zakupiła, ponieważ praktycznie każdy fotelik ma osłonki, a jeżeli dziecko jest na tyle duże by bezpośrednio stykać się z normalnym pasem maskotka raczej jest zbędna. Za to świetnie się sprawdza jako przytulanka, niekoniecznie w samochodzie. Gdy zamontowałam ją w łóżeczku na szczebelku Maja była wniebowzięta. Także znów produkt, z którego jesteśmy zadowolone, ale niekoniecznie używany zgodnie z założeniami.
Kolejne produkty opiszę już niedługo.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Micralite Superlite

Mamy zaszczyt wraz z córką testować wózek Micralite Superlite. Wózek jest genialny, chodź nie idealny. Na pewno ogromnym plusem jest jego waga - 6kg, oraz lekkość prowadzenia. Dużym atutem jest również zwrotność co na zatłoczonych chodnikach i kulturze, a raczej jej braku u wielu osób, bardzo się przydaję. Spacerówka ma niespotykany design co przyciąga spojrzenia. Mimo, że jest to wózek typowo miejski na plaży i w terenie radzi sobie całkiem nieźle. Oczywiście więcej napisze w fotorelacjach, pierwszą stworzę jeszcze dziś.

Klika słów o nas

Jestem Angelika, od 8 miesięcy jestem mamą małej Majki. Jesteśmy ze sobą bardzo związane ponieważ spędzamy ze sobą 24h na dobę. Czasami bywa ciężko, ale uśmiech wszystko wynagradza. Lubimy spacery, szczególnie te rodzinne i długie, lubimy morze i wspólne zabawy. Chcemy się podzielić naszymi doświadczeniami i uwagami, pochwalić się osiągnięciami i niepowodzeniami. Chcemy również udzielać rad, oraz w razie potrzeby poprosić o pomoc. Mam nadzieję, że nasz styl i opinie spodobają się innym mamą i wszyscy wspólnie będziemy dyskutować o wszystkim i o niczym jednocześnie. A oto my: